konie: Dear Lord & Cherry Lei
jeździec: Harry & Ann
inni: brak
Na dzisiejszy dzień było zaplanowanych dość dużo jazd. Zbliżała się godzina 10.00 a ja szłam już na trzeci trening. Tym razem moim celem była Lei i cross. Miał z nami jechać Harry i Lord, który ostatnio dużo stał w boksie. Kiedy weszłam do stajni obydwa konie stały w korytarzu i były już gotowe do jazdy co mnie lekko zaskoczyło.
- Skończyłem wcześniej na torze z Warem dlatego stwierdziłem że przygotuje już konie aby było szybciej.
- No dobrze. W takim razie chodźmy-powiedziałam i wyprowadziłam klacz przed stajnię. Hazz wyszedł z gniadym za nami i zajął się popręgiem a ja w tym czasie wsiadłam już na grzbiet Lei. Kiedy wszystko było gotowe to ruszyliśmy stępem w stronę piaszczystej drogi, która prowadziła do lasku. Konie szły koło siebie. Lei była spokojna natomiast Lorda roznosiła energia. Szedł bardzo energicznie do przodu i od czasu do czasu zdarzało mu się zakłusować dlatego Harry musiał go bardzo pilnować.Przejechaliśmy tak całą dróżkę w lesie i dopiero pod koniec pozwoliliśmy naszym wierzchowcom kłusować. Oczywiście Lord musiał jechać pierwszy żeby nie wjeżdżać co chwilę Lei na zad. Mimo że Harry trzymał mu bardzo krótko wodze, ogier cały czas wyciągał kłus i chciał puścić się galopem. Nauczka dla nas, że nie może stać tak długo bez żadnej jazy gdyż ze spokojnego ogierka robi się pełen energii. Kłusem dojechaliśmy aż do łąki, z której było widać plaże i morze. Zaraz za łąką znajdował się tor, na który zmierzaliśmy, więc oboje daliśmy sygnał do galopy. Lord oczywiście zareagował od razu i puścił się dzikim galopem. Harry z początku miał problemy żeby go wyhamować i narzucić mu swoje tempo, ale w końcu się udało i gniadosz galopował równym tempem jakim chciał Hazz. Ja z Lei nie miałam takich problemów, bo klaczka mimo energii, którą miała, wolała się słuchać i robić to o co ją proszę. Dojechanie do toru zajęło nam około 5 minut ciągłym galopem. Tam zwolniłam do kłusa a potem do stępa. Podobnie postąpił Hazz.
- Skończyłem wcześniej na torze z Warem dlatego stwierdziłem że przygotuje już konie aby było szybciej.
- No dobrze. W takim razie chodźmy-powiedziałam i wyprowadziłam klacz przed stajnię. Hazz wyszedł z gniadym za nami i zajął się popręgiem a ja w tym czasie wsiadłam już na grzbiet Lei. Kiedy wszystko było gotowe to ruszyliśmy stępem w stronę piaszczystej drogi, która prowadziła do lasku. Konie szły koło siebie. Lei była spokojna natomiast Lorda roznosiła energia. Szedł bardzo energicznie do przodu i od czasu do czasu zdarzało mu się zakłusować dlatego Harry musiał go bardzo pilnować.Przejechaliśmy tak całą dróżkę w lesie i dopiero pod koniec pozwoliliśmy naszym wierzchowcom kłusować. Oczywiście Lord musiał jechać pierwszy żeby nie wjeżdżać co chwilę Lei na zad. Mimo że Harry trzymał mu bardzo krótko wodze, ogier cały czas wyciągał kłus i chciał puścić się galopem. Nauczka dla nas, że nie może stać tak długo bez żadnej jazy gdyż ze spokojnego ogierka robi się pełen energii. Kłusem dojechaliśmy aż do łąki, z której było widać plaże i morze. Zaraz za łąką znajdował się tor, na który zmierzaliśmy, więc oboje daliśmy sygnał do galopy. Lord oczywiście zareagował od razu i puścił się dzikim galopem. Harry z początku miał problemy żeby go wyhamować i narzucić mu swoje tempo, ale w końcu się udało i gniadosz galopował równym tempem jakim chciał Hazz. Ja z Lei nie miałam takich problemów, bo klaczka mimo energii, którą miała, wolała się słuchać i robić to o co ją proszę. Dojechanie do toru zajęło nam około 5 minut ciągłym galopem. Tam zwolniłam do kłusa a potem do stępa. Podobnie postąpił Hazz.
- To krótka rozgrzewka żeby konie jeszcze bardziej porozciągać a potem można
już jechać. Zapowiadali od południa upały, dlatego musimy się pośpieszyć.
Kiwnęłam do niego głową na znak, że się zgadzam i każdy zajął się już swoim koniem. Ja od razu zakłusowałam i robiłam jakieś wolty oraz serpentyny i wężyki na tyle ile się dało. Hazz natomiast ćwiczył cofanie najpierw a potem przejścia między chodami. Lord ku naszemu zdziwieniu buntował się dzisiaj i za żadne skarby świata nie chciał zwalniać z kłusa do stępa. Wolty też robił na odwal się i nie przykładał się do nich a jego wzrok co chwile uciekał w stronę przeszkód. Harry westchnął do siebie i próbował zrobić inne ćwiczenia, ale również szły one opornie. Lei wyginała się bardzo ładnie i pracowała całym ciałem, dlatego zmieniłam jeszcze kierunek i dalej jadąc na kole zagalopowałam. Nie chciałam jej zbytnio męczyć przed przejazdem toru, dlatego zrobiłam po dwa okrążenia w każdą stronę i dorzuciłam kilka wolt a potem skończyłam i zatrzymałam klacz.
- Może ty jedź pierwszy. Dla swojego bezpieczeństwa i dla radości Lorda-powiedziałam do Hazzy widząc że Lord stojący w miejscu przebiera kopytami i kręci się we wszystkie strony.
- Tak, dobry pomysł-powiedział chłopak a potem zagalopował i od razu nakierował ogiera na pierwszą przeszkodę. Ja natomiast wjechałam z klaczką na małą górkę, z której doskonale widać cały tor, przez co będę widziała poczynania naszych panów. Lord napalił się bardzo na pierwszą przeszkodę, jaką była ogromna kupka gałęzi, które dawały odpowiednią wysokość i przeskoczył ją z taką energią, jakby pokonywał coś o wiele wyższego. Pędził tak szybko, że miałam obawy czy wyrobi się w jednym miejscu toru, jeśli nie zwolni. Następną przeszkodą było coś, co bardzo przypominało ławkę z oparciem, które jest w połowie złamane. To również nie było dla niego trudnością. Teraz chwila biegu po prostej po czym do pokonania dwie przeszkody. Zwalony pień drzewa i coś podobnego do żywopłotu. Lord wyhamował trochę przed pniem, bo wiedział że musi jechać troszkę wolniej jeśli chce się wyrobić z odbiciem nad żywopłotem i po chwili obydwie przeszkody były przeskoczone bardzo ładnie. Nie było widać po gniadym żadnego zmęczenia, a energia dalej w nim pulsowała. Kolejnym elementem toru był dość ostry zakręt a potem skok nad dość wąską rzeczką, która płynęła przez nasz tor i odkąd tylko pamiętam służyła za jeden z elementów do pokonania. Tutaj mimo działań jeźdźca, który usiłował zwolnić trochę tempa, Dear nie posłuchał i nie wyrobił się przez co chciał wyłamać i w ostateczności przednimi kopytami wpadł do rzeczki. Dobrze że jest ona dość płytka i ogier zamoczył tylko kopyta a potem jakoś z niej wyskoczył i pogalopował dalej. Widziałam jak Hazz kręci do siebie głową, bo widocznie mu się to nie spodobało. Przed nimi był teraz pagórek, na który trzeba było wjechać a potem zjechać i zaraz za tym rów z wodą. Wydawało mi się, że Lord po incydencie z rzeką jakby bardziej był uważny na sygnały od Harry'ego. Odpowiednio podszedł do zjazdy z górki a potem z radością wpadł do rowu z wodą. Następnie wyskoczył z niego i miał długą prostą, gdzie Hazz zmusił go do wolniejszego tempa, żeby ogier miał jeszcze siły na pokonanie ostatnich dwóch przeszkód. Było widać, że zmęczenie daje mu już się we znaki bo nawet nie protestował kiedy Harry po przeskoczeniu z nim przedostatniej przeszkody zwolnił jeszcze bardziej, żeby dobrze naprowadzić gniadego na przeszkodę, która przypominała trójkąt. Była dość długa, ale za to wąska. Dear oddał ładny skok i został poklepany po szyi a potem zwolnili do stępa. Teraz była kolei moja i Lei. Zagalopowałam sobie ze stępa i zrobiłam jeszcze małe koło a dopiero potem zaatakowałyśmy pierwszą przeszkodę. Poszło gładko a Cherry z tej radości bryknęła sobie po skoku i pogalopowała dalej. Utrzymywałam jej stałe tempo, bo chciałam rozłożyć jej energię równomiernie na cały tor. Druga przeszkoda została pokonania równie dobrze, chociaż klaczka prawie otarła o nią brzuchem. Na prostej pozwoliłam jej trochę przyśpieszyć ale nie trwało to długo bo zaraz potem musiałyśmy zwolnić przed pniem, skok bardzo ładny a potem od razu wybicie nad żywopłotem, który został naruszony przez jej tylne kopytka. Mimo to popędziłyśmy dalej. W zakręcie Lei wyrobiła się bardzo ładnie i w efekcie fajnie skoczyła nad rzeczką. Przed wjazdem na pagórek klaczka zawahała się lekko i wydawało mi się, że w pierwszym momencie szukała jakiegoś rozwiązania żeby go ominąć, ale po mojej interwencji posłusznie pokonała go a potem ostrożnie zjechała w dół. Kiedy zobaczyła przed sobą rów z wodą automatycznie przyśpieszyła, a ja jej na to pozwoliłam bo wiedziałam jaką ten koń ma radość kiedy wgalopowuje do wody. Krople rozchlapywanej wody miałam nawet na twarzy ale uśmiechałam się też i po chwili wyskoczyłyśmy z rowu. Długa prosta była przejechana szybciej niż początek toru ale cały czas pod moją kontrolą. Kolejny dobry skok oddany przez Lei i lekkie zawahanie przed ostatnią przeszkodą przez co skok był trochę krzywy. Mimo to wyklepałam ją po szyi i stopniowo zwolniłam do stępa. Lord chodził stępem w kółko z głową przy ziemi a Hazz był zamyślony, że nawet nie zauważył kiedy do nich podjechałyśmy.
- Ekhem...ziemia do Hazzy, nie myśl tyle o Milce-powiedziałam do niego z uśmiechem a on chciał od razu zaprzeczyć, że wcale o niej nie myśli ale zrezygnował bo wiedział, że mnie i tak nie oszuka.
- Wrócimy sobie plażą? Dawno po niej nie galopowałam a konie z chęcią zamoczą nogi na dłużej.
- Pewnie, ale pośpieszmy się bo muszę się jeszcze spakować i chciałbym zdążyć na ten dzisiejszy samolot.
- Jasne, jasne-powiedziałam z uśmiechem a potem ruszyliśmy stępem w stronę plaży. Była dość blisko ale konie zdążyły odpocząć dlatego po chwili puściliśmy się galopem brzegiem morza. Przynosiło nam to tak samo dużo radości jak naszym rumakom. Po chwili pozwoliłam Lei wejść do morza a ona z radością kopytami rozbryzgiwała wodę. Lord był bardziej zmęczony od klaczki ale mimo to równie dobrze bawił się w morzu. Harry zaczął narzekać, że nie zdąży, dlatego po kilku minutach wyjechaliśmy z morza i ruszyliśmy w drogę powrotną. Zajęło nam to dosyć długo, ponieważ konie tylko stępowały żeby nie przemęczyć ich jeszcze bardziej.
W końcu stanęliśmy pod stajnią i każdy zsiadł ze swojego rumaka i wygłaskał go jeszcze.
- Dobra Hazz, idź się pakuj żebyś zdążył na ten samolot do Milki a ja się zajmę końmi.
- Jejciu! Dziękuję!-powiedział zadowolony chłopak i przytulił mnie w ramach wdzięczności a potem zostawiając zdezorientowanego Lorda przed stajnią popędził do domu. Zaśmiałam się cicho a potem prowadziłam konie do stajni i przywiązałam w korytarzu. Najpierw zajęłam się Lordem a potem Lei. Kiedy wszystko było gotowe, zamknęłam ich w boksach żeby wyschnęli w spokoju a sama poszłam odpocząć przed kolejną jazdą.
Kiwnęłam do niego głową na znak, że się zgadzam i każdy zajął się już swoim koniem. Ja od razu zakłusowałam i robiłam jakieś wolty oraz serpentyny i wężyki na tyle ile się dało. Hazz natomiast ćwiczył cofanie najpierw a potem przejścia między chodami. Lord ku naszemu zdziwieniu buntował się dzisiaj i za żadne skarby świata nie chciał zwalniać z kłusa do stępa. Wolty też robił na odwal się i nie przykładał się do nich a jego wzrok co chwile uciekał w stronę przeszkód. Harry westchnął do siebie i próbował zrobić inne ćwiczenia, ale również szły one opornie. Lei wyginała się bardzo ładnie i pracowała całym ciałem, dlatego zmieniłam jeszcze kierunek i dalej jadąc na kole zagalopowałam. Nie chciałam jej zbytnio męczyć przed przejazdem toru, dlatego zrobiłam po dwa okrążenia w każdą stronę i dorzuciłam kilka wolt a potem skończyłam i zatrzymałam klacz.
- Może ty jedź pierwszy. Dla swojego bezpieczeństwa i dla radości Lorda-powiedziałam do Hazzy widząc że Lord stojący w miejscu przebiera kopytami i kręci się we wszystkie strony.
- Tak, dobry pomysł-powiedział chłopak a potem zagalopował i od razu nakierował ogiera na pierwszą przeszkodę. Ja natomiast wjechałam z klaczką na małą górkę, z której doskonale widać cały tor, przez co będę widziała poczynania naszych panów. Lord napalił się bardzo na pierwszą przeszkodę, jaką była ogromna kupka gałęzi, które dawały odpowiednią wysokość i przeskoczył ją z taką energią, jakby pokonywał coś o wiele wyższego. Pędził tak szybko, że miałam obawy czy wyrobi się w jednym miejscu toru, jeśli nie zwolni. Następną przeszkodą było coś, co bardzo przypominało ławkę z oparciem, które jest w połowie złamane. To również nie było dla niego trudnością. Teraz chwila biegu po prostej po czym do pokonania dwie przeszkody. Zwalony pień drzewa i coś podobnego do żywopłotu. Lord wyhamował trochę przed pniem, bo wiedział że musi jechać troszkę wolniej jeśli chce się wyrobić z odbiciem nad żywopłotem i po chwili obydwie przeszkody były przeskoczone bardzo ładnie. Nie było widać po gniadym żadnego zmęczenia, a energia dalej w nim pulsowała. Kolejnym elementem toru był dość ostry zakręt a potem skok nad dość wąską rzeczką, która płynęła przez nasz tor i odkąd tylko pamiętam służyła za jeden z elementów do pokonania. Tutaj mimo działań jeźdźca, który usiłował zwolnić trochę tempa, Dear nie posłuchał i nie wyrobił się przez co chciał wyłamać i w ostateczności przednimi kopytami wpadł do rzeczki. Dobrze że jest ona dość płytka i ogier zamoczył tylko kopyta a potem jakoś z niej wyskoczył i pogalopował dalej. Widziałam jak Hazz kręci do siebie głową, bo widocznie mu się to nie spodobało. Przed nimi był teraz pagórek, na który trzeba było wjechać a potem zjechać i zaraz za tym rów z wodą. Wydawało mi się, że Lord po incydencie z rzeką jakby bardziej był uważny na sygnały od Harry'ego. Odpowiednio podszedł do zjazdy z górki a potem z radością wpadł do rowu z wodą. Następnie wyskoczył z niego i miał długą prostą, gdzie Hazz zmusił go do wolniejszego tempa, żeby ogier miał jeszcze siły na pokonanie ostatnich dwóch przeszkód. Było widać, że zmęczenie daje mu już się we znaki bo nawet nie protestował kiedy Harry po przeskoczeniu z nim przedostatniej przeszkody zwolnił jeszcze bardziej, żeby dobrze naprowadzić gniadego na przeszkodę, która przypominała trójkąt. Była dość długa, ale za to wąska. Dear oddał ładny skok i został poklepany po szyi a potem zwolnili do stępa. Teraz była kolei moja i Lei. Zagalopowałam sobie ze stępa i zrobiłam jeszcze małe koło a dopiero potem zaatakowałyśmy pierwszą przeszkodę. Poszło gładko a Cherry z tej radości bryknęła sobie po skoku i pogalopowała dalej. Utrzymywałam jej stałe tempo, bo chciałam rozłożyć jej energię równomiernie na cały tor. Druga przeszkoda została pokonania równie dobrze, chociaż klaczka prawie otarła o nią brzuchem. Na prostej pozwoliłam jej trochę przyśpieszyć ale nie trwało to długo bo zaraz potem musiałyśmy zwolnić przed pniem, skok bardzo ładny a potem od razu wybicie nad żywopłotem, który został naruszony przez jej tylne kopytka. Mimo to popędziłyśmy dalej. W zakręcie Lei wyrobiła się bardzo ładnie i w efekcie fajnie skoczyła nad rzeczką. Przed wjazdem na pagórek klaczka zawahała się lekko i wydawało mi się, że w pierwszym momencie szukała jakiegoś rozwiązania żeby go ominąć, ale po mojej interwencji posłusznie pokonała go a potem ostrożnie zjechała w dół. Kiedy zobaczyła przed sobą rów z wodą automatycznie przyśpieszyła, a ja jej na to pozwoliłam bo wiedziałam jaką ten koń ma radość kiedy wgalopowuje do wody. Krople rozchlapywanej wody miałam nawet na twarzy ale uśmiechałam się też i po chwili wyskoczyłyśmy z rowu. Długa prosta była przejechana szybciej niż początek toru ale cały czas pod moją kontrolą. Kolejny dobry skok oddany przez Lei i lekkie zawahanie przed ostatnią przeszkodą przez co skok był trochę krzywy. Mimo to wyklepałam ją po szyi i stopniowo zwolniłam do stępa. Lord chodził stępem w kółko z głową przy ziemi a Hazz był zamyślony, że nawet nie zauważył kiedy do nich podjechałyśmy.
- Ekhem...ziemia do Hazzy, nie myśl tyle o Milce-powiedziałam do niego z uśmiechem a on chciał od razu zaprzeczyć, że wcale o niej nie myśli ale zrezygnował bo wiedział, że mnie i tak nie oszuka.
- Wrócimy sobie plażą? Dawno po niej nie galopowałam a konie z chęcią zamoczą nogi na dłużej.
- Pewnie, ale pośpieszmy się bo muszę się jeszcze spakować i chciałbym zdążyć na ten dzisiejszy samolot.
- Jasne, jasne-powiedziałam z uśmiechem a potem ruszyliśmy stępem w stronę plaży. Była dość blisko ale konie zdążyły odpocząć dlatego po chwili puściliśmy się galopem brzegiem morza. Przynosiło nam to tak samo dużo radości jak naszym rumakom. Po chwili pozwoliłam Lei wejść do morza a ona z radością kopytami rozbryzgiwała wodę. Lord był bardziej zmęczony od klaczki ale mimo to równie dobrze bawił się w morzu. Harry zaczął narzekać, że nie zdąży, dlatego po kilku minutach wyjechaliśmy z morza i ruszyliśmy w drogę powrotną. Zajęło nam to dosyć długo, ponieważ konie tylko stępowały żeby nie przemęczyć ich jeszcze bardziej.
W końcu stanęliśmy pod stajnią i każdy zsiadł ze swojego rumaka i wygłaskał go jeszcze.
- Dobra Hazz, idź się pakuj żebyś zdążył na ten samolot do Milki a ja się zajmę końmi.
- Jejciu! Dziękuję!-powiedział zadowolony chłopak i przytulił mnie w ramach wdzięczności a potem zostawiając zdezorientowanego Lorda przed stajnią popędził do domu. Zaśmiałam się cicho a potem prowadziłam konie do stajni i przywiązałam w korytarzu. Najpierw zajęłam się Lordem a potem Lei. Kiedy wszystko było gotowe, zamknęłam ich w boksach żeby wyschnęli w spokoju a sama poszłam odpocząć przed kolejną jazdą.
Witam! Zapraszam na nowo otwarty hipodrom!
OdpowiedzUsuńhttp://hipodrom-holly.blogspot.com/
:D