Gdy już Patric zdecydował się na kogo wsiada ruszyłam
ochoczo do boksu klaczy. Cali stała sobie grzecznie w boksie i zarżała na mój
widok. Pogłaskałam ją po pyszczku a potem zaczęłam czyścić. Poszło szybko bo
niebyła aż tak brudna i poszłam po jej sprzęt. Wzięłam jasny fioletowy komplet
i czarne siodło oraz ogłowie. Lubiłam ją w tych kolorach.
Kiedy wyprowadziłam ją ze stajni, czekali tam już Patric z Golden'em a obok stała Alex i gadali o czymś.
- Alex dobrze że jesteś! Wczoraj nie wyrobiłam się z papierami więc możesz to dokończyć-powiedziałam do niej z uśmiechem i wpakowałam się na grzbiet kasztanki. Blondynka mruknęła coś pod nosem ale ostatecznie się zgodziła i poszła w stronę domu. Patric też już siedział na swoim wierzchowcu, dlatego ruszyliśmy koło siebie w stronę lasu.
Dzień był ciepły ale konie szły żwawym stępem i bardzo ochoczo. Jechaliśmy w milczeniu i każdy o czymś myślał. W końcu na piaszczystym kawałku drogi ruszyliśmy kłusem i utworzyliśmy dwuosobowy zastęp, który prowadziłam ja na rudej. Spokojnym kłusem dojechaliśmy do dość prostego toru i tam na jego szerszym kawałku każdy zaczął swoją rozgrzewkę. Robiłam zatrzymania, zwroty, zmiany chodu, wolty, serpentyny i inne rzeczy byle dobrze rozgrzać Cali, która wszystko robiła z wielką ochotą.
Patric robił podobne rzeczy, ale Golden chciał mu udowodnić, że to on tu rządzi. Mimo to chłopak szybko wyprowadził ogiera z tego błędu i Argiento w końcu się uspokoił i odpuścił.
- To jak? Galop?
- Jasne-odpowiedział chłopak i zgodnie ruszyliśmy tym chodem tylko każdy w innym kierunku. Robiliśmy podobne ćwiczenia co w kłusie ale dodatkowo zmiany kierunku z lotną. Obydwa rumaki przykładały się do tego co robiły i skupiały się na naszych poleceniach. Na koniec galopu skoczyłam jedną przeszkodę składającą się z jakichś gałęzi, a że poszła dobrze poklepałam klaczkę i zwolniłam do stępa.
- Dobra, to Golden jedzie pierwszy- zdecydowałam i Patric zagalopował i najpierw zrobił koło a potem skierował ogiera na pierwszą przeszkodę. Były to te różne gałęzie poukładane na sobie. Srokacz pędził w ich stronę z pewnością siebie i już po chwili pokonał ją bez trudu. Następnie był jakiś domek. Golden kierował się na niego z zabójczą prędkością a jego jeździec wyraźnie mu na to pozwalał. Tą również skoczyli bez żadnych problemów. Następne przeszkody jakimi były: jakaś dziwna ławka, mur i trzy złączone beczki szły również dobrze ale było widać że Golden jest już trochę zmęczony. Dawno nie jeździł i jak widać jego wytrzymałość trochę się zmniejszyła. Mimo to dzielnie galopował dalej ku rowowi z wodą. Najpierw mieli do pokonania lekkie nierówności terenu ale z tym poradzili sobie dobrze i po chwili lecieli już nad rowem. Ostatni odcinek toru to wjazd na górkę, zjazd z niej i wjechanie do wody a potem wyskok z niej i koniec. Tym razem Patric zwolnił trochę tempo galopu swojego rumaka. Wjechali na górkę a potem ostrożnie zjechali z niej. Następnie galopem wpędzili do wody przejechali przez nią chlapiąc na wszystkie strony a potem wybili się do góry żeby się z niej wydostać. Golden zawadził kopytem o próg przez co się lekko potknął ale uratował się jakoś i pogalopowali dalej do końca. Przejazd był ok, ale już wiedziałam, że trzeba popracować nad kondycją naszego kochanego łatka.
W tym czasie ja zrobiłam jedno kółeczko w kłusie a potem zagalopowałam i skierowałam się do pierwszej przeszkody. Californication była bardzo skupiona i galopowaliśmy równym tempem. Pierwsze cztery przeszkody poszły wyśmienicie a cały bieg sprawiał klaczce dużo radości. Przed beczkami miała jakieś niepewności swoje ale dzięki moim sygnałom oddała skok i popędziłyśmy dalej. Na nierównościach klacz znacznie chciała zwolnić ale nie pozwoliłam jej na to i utrzymując ją w galopie wyjechaliśmy z nich i po chwili oddałyśmy skok nad rowem. Podjazd pod górkę nie zrobił na niej żadnego wrażenia, podobnie jak zjazd, które wykonała dość szybko. Wjechałyśmy do wody galopem na co klacz aż zarżała. Ona uwielbiała wodę. Przegalopowałyśmy ten odcinek a potem dałam jej mocniejszy sygnał i wybiłyśmy się do góry żeby się z niego wydostać. Klacz miała mocne wybicie dlatego nie sprawiało jej to problemu. Na ostatnim już prostym kawałku aż do mety pozwoliłam jej rozwinąć prędkość maksymalnie co Cali od razu wykorzystała i mimo lekkiego zmęczenia wypruła bardziej do przodu. Ominęłyśmy Patric'a na stępującym Golden'ie i zwolniłyśmy do kłusa a potem do stępa.
- Miałeś dobry przejazd. Sprawdziłeś mu tą nogę, którą zawadził?
- Dzięki. Tak i wszystko ok jest-powiedział z uśmiechem.
- No dobra, to wracamy- powiedziałam zadowolonym głosem i ruszyliśmy stępem w drogę powrotną. Pojechaliśmy inną stroną przez co na łące mogliśmy jeszcze pogalopować. Konie były już spocone na szyjach ale galopowały z wielką przyjemnością.
- Trzeba się kiedyś w teren wybrać. Dawno nie byliśmy a myślę, że konie z chęcią by się zamoczyły w morzu.- powiedział Patric kiedy po kilkunastu minutach wjeżdżaliśmy stępem na teren stadniny.
- W sumie dobry pomysł. Teraz mamy dużo jazd na głowie ale myślę, że tak za dwa dni można jechać.
- Jestem za. Jak coś to się piszę-powiedział z uśmiechem a potem zeszliśmy z grzbietów naszych wspaniałych wierzchowców i poszliśmy je rozsiodłać. Wstawiłam Cali do boksu żeby w spokoju sobie wyschła a sama poszłam odnieść sprzęt i wymyć wędziło.
Kiedy wyprowadziłam ją ze stajni, czekali tam już Patric z Golden'em a obok stała Alex i gadali o czymś.
- Alex dobrze że jesteś! Wczoraj nie wyrobiłam się z papierami więc możesz to dokończyć-powiedziałam do niej z uśmiechem i wpakowałam się na grzbiet kasztanki. Blondynka mruknęła coś pod nosem ale ostatecznie się zgodziła i poszła w stronę domu. Patric też już siedział na swoim wierzchowcu, dlatego ruszyliśmy koło siebie w stronę lasu.
Dzień był ciepły ale konie szły żwawym stępem i bardzo ochoczo. Jechaliśmy w milczeniu i każdy o czymś myślał. W końcu na piaszczystym kawałku drogi ruszyliśmy kłusem i utworzyliśmy dwuosobowy zastęp, który prowadziłam ja na rudej. Spokojnym kłusem dojechaliśmy do dość prostego toru i tam na jego szerszym kawałku każdy zaczął swoją rozgrzewkę. Robiłam zatrzymania, zwroty, zmiany chodu, wolty, serpentyny i inne rzeczy byle dobrze rozgrzać Cali, która wszystko robiła z wielką ochotą.
Patric robił podobne rzeczy, ale Golden chciał mu udowodnić, że to on tu rządzi. Mimo to chłopak szybko wyprowadził ogiera z tego błędu i Argiento w końcu się uspokoił i odpuścił.
- To jak? Galop?
- Jasne-odpowiedział chłopak i zgodnie ruszyliśmy tym chodem tylko każdy w innym kierunku. Robiliśmy podobne ćwiczenia co w kłusie ale dodatkowo zmiany kierunku z lotną. Obydwa rumaki przykładały się do tego co robiły i skupiały się na naszych poleceniach. Na koniec galopu skoczyłam jedną przeszkodę składającą się z jakichś gałęzi, a że poszła dobrze poklepałam klaczkę i zwolniłam do stępa.
- Dobra, to Golden jedzie pierwszy- zdecydowałam i Patric zagalopował i najpierw zrobił koło a potem skierował ogiera na pierwszą przeszkodę. Były to te różne gałęzie poukładane na sobie. Srokacz pędził w ich stronę z pewnością siebie i już po chwili pokonał ją bez trudu. Następnie był jakiś domek. Golden kierował się na niego z zabójczą prędkością a jego jeździec wyraźnie mu na to pozwalał. Tą również skoczyli bez żadnych problemów. Następne przeszkody jakimi były: jakaś dziwna ławka, mur i trzy złączone beczki szły również dobrze ale było widać że Golden jest już trochę zmęczony. Dawno nie jeździł i jak widać jego wytrzymałość trochę się zmniejszyła. Mimo to dzielnie galopował dalej ku rowowi z wodą. Najpierw mieli do pokonania lekkie nierówności terenu ale z tym poradzili sobie dobrze i po chwili lecieli już nad rowem. Ostatni odcinek toru to wjazd na górkę, zjazd z niej i wjechanie do wody a potem wyskok z niej i koniec. Tym razem Patric zwolnił trochę tempo galopu swojego rumaka. Wjechali na górkę a potem ostrożnie zjechali z niej. Następnie galopem wpędzili do wody przejechali przez nią chlapiąc na wszystkie strony a potem wybili się do góry żeby się z niej wydostać. Golden zawadził kopytem o próg przez co się lekko potknął ale uratował się jakoś i pogalopowali dalej do końca. Przejazd był ok, ale już wiedziałam, że trzeba popracować nad kondycją naszego kochanego łatka.
W tym czasie ja zrobiłam jedno kółeczko w kłusie a potem zagalopowałam i skierowałam się do pierwszej przeszkody. Californication była bardzo skupiona i galopowaliśmy równym tempem. Pierwsze cztery przeszkody poszły wyśmienicie a cały bieg sprawiał klaczce dużo radości. Przed beczkami miała jakieś niepewności swoje ale dzięki moim sygnałom oddała skok i popędziłyśmy dalej. Na nierównościach klacz znacznie chciała zwolnić ale nie pozwoliłam jej na to i utrzymując ją w galopie wyjechaliśmy z nich i po chwili oddałyśmy skok nad rowem. Podjazd pod górkę nie zrobił na niej żadnego wrażenia, podobnie jak zjazd, które wykonała dość szybko. Wjechałyśmy do wody galopem na co klacz aż zarżała. Ona uwielbiała wodę. Przegalopowałyśmy ten odcinek a potem dałam jej mocniejszy sygnał i wybiłyśmy się do góry żeby się z niego wydostać. Klacz miała mocne wybicie dlatego nie sprawiało jej to problemu. Na ostatnim już prostym kawałku aż do mety pozwoliłam jej rozwinąć prędkość maksymalnie co Cali od razu wykorzystała i mimo lekkiego zmęczenia wypruła bardziej do przodu. Ominęłyśmy Patric'a na stępującym Golden'ie i zwolniłyśmy do kłusa a potem do stępa.
- Miałeś dobry przejazd. Sprawdziłeś mu tą nogę, którą zawadził?
- Dzięki. Tak i wszystko ok jest-powiedział z uśmiechem.
- No dobra, to wracamy- powiedziałam zadowolonym głosem i ruszyliśmy stępem w drogę powrotną. Pojechaliśmy inną stroną przez co na łące mogliśmy jeszcze pogalopować. Konie były już spocone na szyjach ale galopowały z wielką przyjemnością.
- Trzeba się kiedyś w teren wybrać. Dawno nie byliśmy a myślę, że konie z chęcią by się zamoczyły w morzu.- powiedział Patric kiedy po kilkunastu minutach wjeżdżaliśmy stępem na teren stadniny.
- W sumie dobry pomysł. Teraz mamy dużo jazd na głowie ale myślę, że tak za dwa dni można jechać.
- Jestem za. Jak coś to się piszę-powiedział z uśmiechem a potem zeszliśmy z grzbietów naszych wspaniałych wierzchowców i poszliśmy je rozsiodłać. Wstawiłam Cali do boksu żeby w spokoju sobie wyschła a sama poszłam odnieść sprzęt i wymyć wędziło.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz