Caravella & Patric
Ann
Pogoda od paru dni męczyła nas swoimi upałami. Słońce grzało niemiłosiernie i mimo że większość z kadry Dresagio lubiła taką pogodę, zaczynaliśmy żałować, że wybraliśmy takie miejsce na założenie stadniny. Mimo to trzeba było pracować i każdy <prawie każdy> wykonywał swoje zadania bardzo konsekwentnie.
- Patric, ty wiesz która godzina?-spytałam wchodząc to salonu gdzie chłopak jako jedyny oczywiście się obijał.
- Eee? Czekaj-wyjął telefon i sprawdził a potem powiedział z szelmowskim uśmiechem-11;30.
- Super, więc pewnie wiesz, że od 30 min Vella czeka żebyś ruszył dupsko i poszedł do niej?
- Hmm, no coś mi tam świta.
- To nie siedź tak tylko się rusz!-krzyknęłam bo już nie wytrzymałam na co chłopak od razu zerwał się z miejsca.
- Dobra kotek już idę, idę.
Poszłam za nim żeby przypilnować go. Wiedziałam że lubił się czasami wykręcać od roboty, ale ja mu na to nie pozwolę.
- Ej, mogłaś mi ją chociaż wyczyścić żeby było szybciej-jęknął widząc całą ubłoconą i posklejaną sierść gniadej.
- Weź się za szczotki bo teraz to ty marnujesz czas.
- Mogłabyś być milsza dla swojego chłopaka.
- Może potem a teraz do roboty.
Wydął wargi w geście niezadowolenia ale wyprowadził Velkę na korytarz i zaczął czyścić. Z nim trzeba było krótko i na temat. Jeśli pozwoli się mu na za dużo to od razu coś kombinuje. Mimo to i tak jest kochany. Machał porządnie szczotkami i po krótszym czasie niż się spodziewałam, gniada była całkowicie czyściutka. Patric spojrzał na mnie nieodgadniętym dla mnie wzrokiem i poszedł do siodlarni po sprzęt. Ja w tym czasie głaskałam Vellę po główce i kiedy wrócił chłopak założyłam jej ogłowie a on zajął się siodłem i owijkami.
- Idziemy na halę-powiedziałam od razu a oni skierowali się we wskazane miejsce. Kiedy byliśmy na hali, Pat zaczął wsiadać na gniadą a ja sobie usiadłam na trybunach. Ruszyli stępem na luźnych wodzach a klaczka szła dość żwawo. Z nią zawsze się dobrze pracowało i zawsze była chętna na jakiekolwiek jazdy. Po kilku minutach zaczęli robić jakieś zatrzymania i dość duże wolty a potem ruszyli kłusem. Caravella szła bardzo równym i fajnym tempem przez co Pat nie musiał jej zbyt mocno pilnować. Anglezował sobie spokojnie i od czasu do czasu robili wolty, coraz węższe, wężyki i slalomy. Gniada szła cały czas do przodu i przykładała się do pracy przez co fajnie wyginała i angażowała w ćwiczenia. Następnie ćwiczyli zatrzymania co kilka kroków i ruszanie kłusem z miejsca. To było wyćwiczone perfekcyjnie dlatego porobili jeszcze parę wolt i ruszyli galopem. Przejście było płynne a galop od razu równy z ładną akcją kończyn. Vella wyraźnie cieszyła się, że może się wybiegać ale jednocześnie została posłuszna i podporządkowana chłopakowi. Zmienili kierunek przez przekątną a potem przejechali dwa kółka w galopie i potem zrobili wolty ale tym razem węższe oraz standardowo wężyki i inne wywijasy. Po galopie zwolniły do stępa żeby dać hanowerce trochę odpocząć i po kilku minutach ruszyli kłusem. Z początku nie robili nic ale kiedy Patric nakierował ją na przekątną, Vella zaprezentowała kłus wyciągnięty. Miała idealną pracę kończyn i obszernie wyciągała kopytka. Została pochwalona słownie a potem skręcili w lewo i na krótszej ścianie przejechali zebranym. Ładnie podstawiała zad i była maksymalnie skupiona dlatego nie musieli powtarzać ćwiczeń po raz drugi, wychodziły one za pierwszym razem. Następnymi ćwiczeniami było ustępowanie od łydki, trawers i ciąg. Gniada przez cały czas wykonywała wszystko dobrze i angażowała się we wszystko o co została poproszona. Było widać, że Patric jest zadowolony z klaczy. Poklepał ją po szyi i dał sygnał do galopu. Przejście było płynnie chociaż na złą nogę, ale Caravella wykonała lotną i wszystko było już poprawnie. Przegalopowali galopem roboczym a potem przeszli do zebranego. Klaczka machnęła raz głową a potem podobnie jak w kłusie zebranym podstawiła odpowiednio zad. Galop wyciągnięty przyniósł jej chyba najwięcej frajdy bo zadowolona zasuwała po przekątnej aż się kurzyło. Patric ponownie ją pogłaskał a potem wjechał na drugą przekątną i wykonali zmiany nogi co dwa. Tutaj coś jej nagle nie pasowało i gubiła rytm oraz nogi. Chłopak był cierpliwy dlatego powtórzyli to i wyszło lepiej. Przejechali koło roboczym i dla utrwalenia znowu wykonali na przekątnej zmianę nogi. Tym razem obeszło się bez żadnych problemów. Na sam koniec wjechali dokładnie na środek hali, zwolnili do stępa i wykonali pół piruet. Zatrzymali się przodem do nas i chłopak ukłonił się z uśmieszkiem i patrzył na mnie zadowolony.
- Dobra nie patrz się tak. Masz szczęście, że zrobiłeś jej porządną jazdę bo inaczej dalej byłabym zła. A teraz złaź z niej i do stajni.
- Tak jest, szefowo.
Wywróciłam oczami a chłopak zsiadł z klaczy, odpiął popręg i podciągnął strzemiona a potem dziarsko wymaszerował z hali. Poszłam za nimi i oparłam się o boks Costy patrząc na chłopaka z gniadą. Mieli dobrą więź między sobą co było widać na pierwszy rzut oka. Kiedy klacz była rozsiodłana zaniosłam jej sprzęt do siodlarni a potem razem z Patricem wypuściliśmy resztę koni na pastwiska.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz